bajki



biedronka

Szła biedronka siedmiokropka
Idąc blaszką mszycę zgniotła
Rozejrzawszy się wokoło
Pochłonęła zdobycz sporą

Spacerując po źdźble trawy
Krokiem chwiejnym i niemrawym
Potrącając mrówkę małą
Twierdzi, że się nic nie stało

Grzęznąc czasem w gęstym krzewie
Wielki lament w pędach sieje
"Gdzie wyrastasz głupi drabie,
Twoje miejsce tam przy stawie"

Gdy przysiadła na zasłonce
Chroniąc ciało przed gorącem
Skryła kropkę płatkiem skrzydła
By zliczenie lat powikłać

Dziewczę łapiąc żuczka z rana
Mówi w Słońcu roześmiana
"Boża Krówko, leć do nieba,
Przynieś mi kawałek chleba"

Ta się wzbija - odfrunęła
Lecz nie szuka w niebie chleba
Poleciała by pod listkiem
Obtańcować mszyce wszystkie

Do was prośba drodzy mili
Byście chrząszcza ocenili
Czy istotnie piegowata
Pożyteczna jest dla świata?

napisany 2008.08.23



gadzina

Za kilkoma drzwiami, za trzema biurkami,
Nieopodal okna, w fotelu na kółkach,
Siedzi jeden "facio", klika klawiszami,
Za murem papierów stojących na półkach.

Człek to niewyględny, w obyciu surowy,
Z natury posępny, z wyboru samotny,
Z przepastnych pieleszy nie wyściubia głowy,
Ciągle czymś zajęty, chronicznie markotny.

Skryty w ciemnej jamie, jak podła gadzina,
Dybie na wędrowców w życiu zagubionych,
Jadem z wrednej paszczy dusze im zaklina,
Spycha złem w czeluście ludzi potępionych.

Ten potwór biurowy, z największą perfidią,
Pasje przeohydne na pięknych stosował,
Było to dla bestii swoistą religią,
Za ciała brzydotę w ten sposób pomstował.

Ale jak to już bywa, nie był zbyt ostrożny,
Spotkał na swej drodze nie kiepskiego zucha,
Któremu nie straszny jego wygląd groźny,
Od niego to bestia zaklęcia wysłucha.

Piękna ponad miarę gada pokonała,
Ostrzem mięty głosu, puklem złotych włosów,
Ciepłem, dobrym sercem zło zaczarowała,
Gadzina nie zniosła tak dotkliwych ciosów.

Siłą odurzona pięknej argumentów,
padła nieprzytomna, na stertę papierzysk,
Legły strzępy murów w niepamięć odmętów
Taki był to koniec gadziny grabieży.

Tu "facio" się ocknął, sen prysł niespodzianie,
Z trudem się obronił przed spadkiem z fotela,
Lecz czy gad zrozumiał swego snu przesłanie,
Czy jest w stanie stłumić instynkt niszczyciela?

Wraca śpioch do pracy, nurza się w drobiazgach,
Sterta dokumentów głowę przytopiła,
Chyba nie pamięta, wróciła do gniazda,
Może znów na kogoś się tam zaczaiła.

napisany 2007.10.05



bajka

Za domami, ulicami,
Za podwórkiem, za trzepakiem,
jest królestwo zwane blokiem,
Każde piętro w nim jednakie.

W klitkach, w boksach, jak w pudełkach,
Ludzie są pozamykani,
Choć ich wielu tutaj mieszka,
Wszyscy tkwią w nich bardzo sami.

Zamiast okna telewizor,
Zamiast troski jest kablówka,
Ściany z płyty, małe kuchnie,
W nie wciśnięty człowiek-mrówka.

Zamiast marzeń cztery ściany,
Po co mrówce mieć nadzieje,
Zamiast wiary kąt ogrzany,
W którym głowy nie przewieje.

Wicher uczuć jej nie porwie,
Jest bezpieczna w swojej twierdzy,
Jest szczęśliwa bo nie czuje,
Ani chłodu, ani nędzy.

Żyje pracą przygarbiona,
"Coś do garnka włożyć trzeba",
Przyciśnięta codziennością,
Nie dostrzega mrówka Nieba.

Niebo troską przesłonięte,
Nie dla mrówki przeznaczone,
Po co karmić jej ambicje,
Skoro wszystko ustalone.

W betonowej beznadziei
Już nie czeka żadnej zmiany,
Już nie wierzy w błękit nieba,
Twierdzi, że jej los przegrany.

Trzeba zabrać mrówkę z bloków,
By dostrzegła piękno marzeń,
One wspólnie wraz z nadzieją,
Są przyczynkiem dobrych zdarzeń.

Trzeba serca i kopniaka,
By porzucić świat betonu,
Bo w tych klitkach kartonowych,
Nie odnajdzie mrówka domu.

Trzeba szukać go w rodzinie,
Nawet w chwilach z łzą goryczy,
Czasem nawet popodklejać,
Gdy się porwie z różnych przyczyn.

W tych drobinach poszarpanych,
Błękit nieba jest ukryty,
Choć przytlony przez cierpienie,
Uczuciami jest wyryty.

Trzeba wyrwać z bloków bliskich,
Ich uczucia, dobrą wolę,
By stać było ich na miłość,
By odmienić mrówczą dolę.

By historia tu spisana,
Była bajką zapomnianą,
Aby błękit znów połączył,
W dom rodzinę poszarpaną.

Za domami, ulicami,
Pośród bloków krzew rozkwita,
Na nim kwiaty z marzeniami,
Z dala piękno płatków wita.

Tam w koronie wisi gniazdo,
Nie skalane beznadzieją,
Tam rodzinna czeka przystań,
W niej cierpienia łzy topnieją.

napisany 2007.09.20