archaiczne



gdy z tobą śpię

gdy z tobą śpię połykam żar
tysiąca tchnień przykrytych snu
mechatym dnem z nadzieją że

gdy drzemie dzień chciałbym choć raz
naturze wbrew nim zbudzę myśl
przytulić cię


w pragnieniach śmiem z rozkoszy wyć
kołysać się rozbijać dech
na fali drżeń a duszą mknie

nim zblednie mrok łodygi warg
z moimi splącz pocałuj znów
marzenia szkląc




ostygły koc rozświetla brzask
wspomnienia mnąc odchodzi hen
tęsknoty szmer nie cichnie szept

przyjdź pączku róż miłości kwiat
w fantazji złóż by przetrwał smak
miętowych ust.

napisany 2008.11.12



liścia rozterki

liścia rozterki

Zgołocone w sadzie jabłonie i grusze
Śliwa wyłysiała, agrest przerzedzony
Ogród w zaspach liści szczelnie przysypany
Jeden z nieopadłych zdobi wciąż koronę.

Zabłysnął na moment, wiatrem poruszony
Mokra deszczem blaszka promień sparowała
A odbite światło brązem zniechęcone
Szukało ofiary w gałęziach sąsiada.

Lecz nie odnalazło, wszystko wkoło zgnite
Kolor wytrawiony zmęczeniem przemiany
Zieleń zjałowiona czyszczeniem powietrza
Nie wytwarza drzewu w chloroplastach strawy.

Snop trafił na ziemię, w spróchniałą darninę
Chciał odnaleźć resztki października złota
Lecz się nie udało? Zaplątany w śmieciach
Zamiast skarby odkryć, marnie w cieniu skonał.

Pęd jeszcze trwający, tylko się obrócił
Popatrzył jak warkocz świetlisty zanika
Z płatkiem wychylonym za krawędź gałęzi
Ciężarem wilgoci zgiął się w pół patyka.

Czuł, że to już koniec. Podmuch lodowaty
Łamie równowagę, drży słaba pęcina
W tej samej sekundzie śmignęło pytanie
Czy gdy przyjdzie koniec, nowe się zaczyna?

Lecz już jest za późno! Z korą więź zerwana
Teraz spada na dół, wokół się skręcając
Żegna towarzyszy gasnącego świata
Czuje jak z błogością znika ziemska słabość.

Pogodzony z losem, puls w żyłkach ustaje
Umykają myśli, pytania otwarte
Nic już się nie liczy, umarła ciekawość
Popłynął do braci, pełnić wieczną wartę.

***

Odeszło wraz z liściem kolejne istnienie
Zostały rozterki - Co czeka nas dalej?
Kiedy w tamtą stronę los duszę powiedzie
Czy ciążyć nam będą wspomnienia zmurszałe?

Nieważne, kim jesteś - Słońcem, czy rośliną
Nieważne czyś młody, czy stoisz nad grobem
Wcześniej, albo później twoje dni przeminą
Co potem nastąpi? - Po śmierci się dowiesz.

napisany 2008-11-28



uśmiecham się

Uśmiecham się,
Choć ból w sercu
Z niepokojem u boku
Czyha na chwilę słabości

Oczy płoną
Nadzieja kiełkuje
Napęczniała wiarą
W to, co niemożliwe

Czas przemyka
Szemrząc wśród
Źdźbeł neuronów
Senne zaklęcia

Przypłynie dzień
Twój sen dawny
Spowity mgłami
Nabierze wyrazu

Odżyje pragnienie
Jak kwiaty
Zbudzone porankiem
Zalążek miłości rozkwitnie

Uśmiecham się
Czekam na spełnienie
Przekonany,
Że przyjdzie.

napisany 2008.11.05



jeszcze nie czas

Gdyś się przedzierał przez spraw zasieki
W ferworze walki dopadł cię strach
Zaczął żerować na żywicielu
Toczy sumienie. Marzenia zjadł

Choć sił zabrakło
Dość cierpień masz
Nie składaj broni
Jeszcze nie czas!

Wysiłkiem żłobisz zroszone czoło
Oddechem szarpiesz gęste powietrze
Nogi wiotczeją. Zaraz upadniesz
Walczyć o chwilę życia już nie chcesz

Choć serce boli
Poprawy brak
Nie pragnij śmierci
Jeszcze nie czas!

Patrz! Świat przed tobą z marazmu wstaje
Pławi się nowe w świetle jutrzenki
Goją się rany smutkiem zadane
Wiatr powywiewa z myśli rozterki

Choć łzawią oczy
Optymizm zgasł
Szukaj nadziei
Nim stanie czas!




stokrotka

Pragniesz stokrotkę ukryć w kieszeni
Mówisz, że "real" w ten sposób czujesz
Twierdzisz, że kwiatek ścięty z rabaty
Przepędzi w myślach tkwiący frasunek.

Lecz, czy na pewno będzie on żywym?
Czy rzeczywistym szczątkiem rośliny,
Dziwną zachcianką wyrwany z ziemi
Dla fanaberii smutnej dziewczyny?

To, co dziś mogę dla ciebie zrobić
To złożyć serce w bławatnych dłoniach
Co z darem zrobisz? - zdecyduj sama
Czy w nich zakwitnie, czy z zimna skona.

napisany 2008.10.28



truteń

Przy markecie, tuż przy schodkach
Trutnia co dzień możesz spotkać
Twarz w grymasie uśmiechnięta
Chyba ciebie zapamiętał

Jak mu w rękę grosz rzuciłeś
Kiedy szarpał kurtki rękaw,
Byś go wspomógł odrobinę
Pieniądz dałeś, by łgać przestał

Na parkingu, tuż przed biurem
Ktoś unosi ramię w górę
To znajomy daje znaki
Liczy na to, że zapłacisz

Za fachową nawigację
Aby bolid zaparkować
A po pracy lśniącej masce
Nie przybyło zarysowań

Po północy, bez pukania
Dom zaskoczył ciszą drania
Ten ukradkiem drzwi zamyka
Lecz nie zdążył zdjąć szalika

Nagle światło, raptem żona
Zmęczonego krzykiem wita
Szarpie męża rozeźlona
W zawziętości niewyżyta

"Dawaj pieniądz nędzny gadzie!
Gdzie wypłata? Znów przechlałeś?!"
A ten w szoku portfel kładzie
Kończąc waśnie rozkrzyczane.

Znowu spokój, nic nie zgrzyta
Tylko w środku coś przeszkadza,
Jak to zatem z trutniem bywa?
Pasożytem jest dla świata?

Kto i kiedy w życia cyklu
w niedziałaniu mu podobny?
Tu uwaga - byś z rozpędu
Nie pomylił z trutniem żony!

napisany 2008.10.24



gdyby tak jeszcze ...

Gdyby tak jeszcze raz zacząć życie
Wybrać tę prostszą do szczęścia drogę
Zgasić skrupuły beztroskim byciem
Zanim do piekła duszę zawiodę

Gdyby tak jeszcze raz być człowiekiem
Okazać troskę bliskim, rodzinie,
Ochronić dzieci krzywdą kalekie
Oddać cierpienie za winy czyjeś

Gdyby tak jeszcze raz się zakochać
Serce zachłysnąć pierwszą miłością
Pławić namiętność w grzesznych owocach
Klucz do tej jednej na zawsze posiąść

Czas z ryz umyka lawiną zdarzeń
Nie chwycisz sekund płynących w kleszcze
Tęskne marzenia w snach REM ukaże
Oraz pragnienie

Gdyby tak jeszcze ...

REM sen paradoksalny - faza snu, w której występują szybkie ruchy gałek ocznych (ang. Rapid Eye Movement). To właśnie w tym cyklu pojawiają się marzenia senne.
Źródło: Wiki

napisany 2008.10.27



szacunek

Siwieją włosy Jesienią Życia
Skronie szronieją, gdy puls wapnieje
Skóra w nadmiarze na szyi zwisa
W szklance proteza gasi pragnienie.

Młodość uchodzi szybciej niż szczury
Gdy dziurą w burcie zmarszczek przybywa
Piersi przygniata ciężar oddechu
Czyha, by zbiega cichego zdybać.

Coś by się chciało, lecz jak to było
Podła demencja myśli urywa
Zanim szyk zdania poskłada w głowie
Zmiażdży sklerozą - zadra złośliwa.

Proszę cię - szanuj zeschłych starością
Ich dobre czasy dawno minęły,
W których nadzieja spojrzenia szkliła
Składała w duszach piękne bukiety.

Ocal szacunek do siwych włosów
Zaszczep nim dzieci, by w srogiej porze
Gdy czas koślawi końcówki losów
Pomóc istocie - starością chorej.

A gdy przekwitniesz wraz z końcem lata
I przyjdzie słota spłakana deszczem
Głowę uniesiesz i znajdziesz troskę
Widząc jak gorycz pociecha chłepcze.

napisany 2008.10.23



życzenia

Zbrązowiał w łupinie odświętnie kasztanek
Drzewa już przybrane złocą się na Słońcu
Słowa prosto z serca w głowie poskładane
Dojrzeją jak kiście winogron na pnączu

Listek na gałązce z napięcia już pożółkł
Myśli niecierpliwe nie kryją emocji
Z piersi się wyrywa fraz barwny korowód
Bukiet szczerych życzeń - wszelkiej pomyślności

Szczęście niech zawita wypierając troski
W jak najdłuższym życiu, w zdrowiu i dostatku
Tobie park pięknieje, nawet aster rozkwitł
Sypie wiatr konfetti na rabaty kwiatów

Zatrzymaj nadzieję w duszy jak najdłużej
Darów piękne wianki w wersy posplatane
Przechowuj w pamięci lub z pąsową różą
Włóż w wazon przyjaźni, by z wiarą przetrwały.

napisany 2008.10.21



jesienne pytania

Pytasz - Czemu? - Nie wiem
Czemu widzę w drzewie
W pozłoconych liściach
Radość z twego przyjścia.

Czemu drżące serce
O miłości szepcze
A dusza szybuje
Gdy z wiatrem flirtujesz.

Pytasz - Czemu? - Nie wiem
Zatraciłem siebie
W zamglonych prześwitach
Gdy porankiem witasz

Kiedy leżąc w trawie
W rubasznej zabawie
Słonecznym warkoczem
Twarz senną łaskoczesz.

Pytasz - Czemu? - Nie wiem
Czuję się jak w niebie
Mocą słów zaklęcia
Trwam w twoich objęciach

Gdy błotami zbroczysz
Deszczem płuczesz oczy
Bym źrenice szare
Przybrał barwnym szalem.

napisany 2008.10.11



dinozaur

Troskliwy tata w ramach zabawy
Chcąc twarz córeczki nieco rozchmurzyć
Składał z plastiku model sporawy
Licząc, że w dziecku pasję rozbudzi.

Szybko z budowy małą wykluczył
Z najwyższą wprawą części zestawia
Na zew sumienia tyran przygłuchy
Kończy w godzinę konstrukcję gada.

Patrząc w paskudną paszczę T.rexa
W oczy okrutne, w wielkie zębiska
Kłębi się w głowie smutna refleksja
Ciężar wyrzutów myśli uciska.

Czy w nim nie drzemie wstrętny dinozaur?
Czy czasem nie jest strasznym jaszczurem
Co swej pociechy entuzjazm pożarł?
Potwór kopalny o bladej skórze.

Spojrzał przed siebie - słońce zachodzi
Ginie też bestia smutkiem strawiona
Spłonął w skrupułach brzydal dwunogi
Tuląc spłakaną córcię w ramionach.

napisany 2008.10.20



gdzie jesteś

Gdzie jesteś? - powiedz
W różanym ogrodzie?
Grzywy snom zaplatasz
Drwiąc z pułapek Świata?

Gdzie smukłe ramiona,
W których mógłbym skonać?
W nostalgii bławatnej
Chowasz się przed światłem?

Czekam z utęsknieniem
Na twoje spojrzenie,
Ale nie przychodzisz
Nie wiem, co mam robić

Oczy przemoczone
Już na drugą stronę
Dyskretnie wycieram
W pożółkłe wspomnienia

Ukaż się błękitna!
W mojej duszy przystań
Czeka wciąż otwarta
Przypłyń więc do czarta!

napisany 2008.10.17



przebudzenie

Twarz zmęczona, pochylona nad obrusem
spogląda w dal z nadzieją.
Szuka sensu losu, wagi życia,
pośród wydarzeń spadających na wątłe ramiona
i tak już spracowane ponad miarę.

Wzrok przebija się przez gąszcz niepotrzebnych już zabawek,
w pośpiechu zostawionych przez beztroskę,
ścielącą podłogę nieładem, plamiącym cieniami
dywan zbladły w spojrzeniach Miesiąca.
Potyka się o stertę rachunków, recept, wydatków.

Zaczyna wspinać się po półkach regału, niczym
alpinista, który po raz kolejny pokonuje granicę
ludzkich możliwości tylko po to, by głód pasji zaspokoić.

Dostrzega postać, niezmiernie utrudzoną, smutną cierpiącą,
z wychudłymi barkami, rozpiętymi niczym skrzydła ramionami,
rozpostartą nad przestrzenią pokoju, niezmierzoną doliną ludzkich losów.
Przebite gwoździami ramiona, otwarte jak ręce Ojca,
z utęsknieniem czekają, by do serca przytulić.

Spojrzenie zamiera. Oczy zastygły w bezruchu.
Twarz zanurzona w ciszy, skupiona nad czymś niewytłumaczalnym,
wyrywa ziarnka czasu z klepsydry przemijania, by prawdę zrozumieć.

Od wieczności chwilę ratuje brzęk klamki, tupot małych stóp, grymas wybudzenia.
Twarz zbyt szybko do życia wrócona szuka pospiesznie zbłąkanej pociechy. Smukłe ramiona do dziecka wyciąga. Słodkim ciężarem przytłacza ciało trudem przygarbione. Znika w ciemności. Wraca po chwili drzwi zamykając. Klamka zapadła, jak grot ołówka nad kolejną załatwioną sprawą,
na długiej liście codziennych sprawunków.

Już znów chce się pochylić nad stołu obrusem, lecz pamięć o Nim zamiar powstrzymała. Podeszła do półki, gdzie wzrok przed chwilą chadzał. Z trudem bezsilności wyciągnęła ręce. Palce Go wyczuły, jakby podświadomie. Splotły się mocno przy krzyża podstawie. Podniosła sylwetkę patrząc na cierpienie twarz deformujące wysiłkiem konania. Łza spadła z policzka dywan nasączając - uświęciła pole codziennych potyczek.

Spojrzeniem iskrzącym namaściła postać, kawałkiem szmatki kurz z niej wycierając. Drżący pocałunek złożyła na twarzy. Po krótkiej chwili na miejsce odstawiła.

Usiadła przy stole. Twarz zmęczona, lecz z nadzieją,
w strugach łez, lecz z tajemniczym uśmiechem,
zwiastującym coś niecodziennego, nadzwyczajnego.
Niezwykłość uśmiechu skierowana ku światu, życiu, nieznanemu,
czemuś co nadejdzie, a może jest niechciane.
Twarz Florentiny z portretu Mistrza,
której tajemnicy nikt nie rozwikła.




sen - akt drugi

Déjà vu

Nagle mgła opada. Obraz w kuli wraca ...

Pośród chmur tumanów zieleń się przedziera.
To kosodrzewina, a raczej jej gaje,
płaszczem tajemnicę skrzętnie ukrywają.
Nagle drobny wietrzyk rozsuwa zasłonę.
Widać mur romański starego opactwa.
Ciekawość prowadzi przez bramę, przez mury.
Ludzkiej obecności żadnej nie zdradzają.
Jest już na dziedzińcu mgiełką wyściełanym,
łańcuchem krużganków w koło ogrodzonym.
Z oparów dywanu postument wyrasta.
A na nim znajoma Chrystusa statua.
Choć tylko z kamienia, wydaje się żywa.

Ciekawość uchodzi - wypiera ją spokój
ratując od drżenia powieki zszarpane.
Jakaś dziwna błogość, może ukojenie
wygładziła zmarszczki ściśnięte emocją,
rozciągając usta w niezwykłym uśmiechu,
tak niezrozumiałym jak senne przesłanie.

Daje za wygraną światła koalicja,
Razem z ciekawością śpiącego nie nęka.
Wkrótce brzaskiem zblednie księżyc i latarnia,
Skończy się ze świtem też sen podróżnika.

Czy koniec to jednak spisanej historii?
Czy tylko fantazją przekaz w nim zawarty?
Może jest zwiastunem wydarzeń z przyszłości?
Może los w ten sposób odkrył swoje karty?

Myśli uciekają pospiesznie z jutrzenką
W złocie Słońce wschodzi ciągnąc bieg wydarzeń
Marzeń świat umiera - realny się rodzi
Coś jednak zostało w duszy snem zasiane.

napisany 2007.10.17


sen - akt pierwszy

Déjà vu

Mały pokój w białym domku,
gdzieś na skaju dzieciństwa z dorastaniem graniczącym.
Blask księżyca skradziony słońcu, zagląda do środka
przez okno niedokładnie zasłonięte, jakby chciało ubiec
bladożółte światło ulicznej latarni.
Dwa tapczany spowite pierzyną
skrywają pasażerów w śnie zanurzonych.
W jednym z nich samotny podróżnik
znalazł w fałdach kołdry ciała ukojenie
po trudach drogi w ciągu dnia przebytej,
usłanej meandrami dojrzewania, bezdrożami młodości.
Twarz rozświetlona nocy poświatą,
złamana w swych rysach kirem późnej pory
zdradza powiekami wewnętrzną aktywność.
Księżyc z latarnią wspólnymi siłami
wniknąć chcą do głębi, poznać spraw istotę.
Mimo swych wysiłków sedna nie odkryły.
Rozbłysły mocniej w włosach podróżnika,
płatkom uszu nadając czerwony ton prześwitu -
tajemnicy nie uszczknąwszy.

W kącie przyczajona, dotąd nie rychliwa,
czekając na klęskę świetlanej batalii,
wlewać się zaczyna ciekawość zdradliwie
pod niespokojne powieki do wnętrza,
do duszy uwięzionej w bezwładzie ciała
letargiem skutego, aby zobaczyć, aby zrozumieć.

W oczach snem uśpionych, jak w kuli magicznej
świt rozbłyskuje muskany powieką.
Wzgórze wyrasta tonące w zieleni.
Zbocza opasane smukłą, krętą ścieżką,
kierują uwagę ku grani zwieńczenia.
Tam stoi strażnica, jakby wyciosana,
Wapieniem jaśnieje - zadziwia powagą.
Blizny jej wyłomów, gruzów osuwiska
zdradzają historię dawno zapomnianą.
Lecz baszta w niej wciąż cała góruje nad wzgórzem.
Nadal imponuje - napełnia respektem.
Nie tylko grabieżcę, także podróżnika.
Choć jest opuszczoną - wydaje się żywa.

Szybki trzepot powiek obraz zamazuje.
Zgina kształt w rogówce. Szkliwo mgłą mętnieje.
Zastyga w bezruchu - oko spokojnieje.
Nagle mgła opada. Obraz w kuli wraca ...

napisany 2007.10.17



wiosna

Jak wiosnę odnaleźć, jak poznać jej dłonie?
Gdzie odnaleźć ślady? Wśród przegniłych liści?
Rozum swój wytężam nabrzmiewając skronie,
Może we wspomnieniach odnajdą ją myśli?

Wiosną wszystko wokół pięknie się odradza,
Tu drzew liście w pąkach jeszcze poskładane,
Tam zielona łąka w słońcu się odmładza,
Kwiaty śpiewem ptaków są rozkołysane.

Już w zalotach gniazda są pouwijane,
Liście ze skorupek już się wykluwają,
W lesie zaś konwalie bielą są przybrane,
Pierwsze sadu drzewa w kwiatach rozkwitają.

Słońce cieplej grzeje swymi promieniami,
Rozpościera w świetle płatków pióropusze,
Wypełniając przestrzeń wiosny zapachami,
Trelami skowronka przeszywając głuszę.

Z kwiecistych kielichów nektar jest spijany,
Przez armię owadów w pyłku zmorusanych,
Tam przez pszczołę motyl w pośpiechu mijany,
Na chwilę przycupnął na płatkach różanych.

Wszystko w koło kwitnie w wiosennej biesiadzie,
Skąpane w promieniach radosnego słońca,
Kwieciste wachlarze porastają w sadzie,
Zielonych kobierców łąk nie widać końca.

Lecz czy dziś odnajdę wiosny odrobinę,
Gdy drzewa już gołe, złysiałe od chłodu,
A łąka przywdziała liściastą pierzynę,
Nie zaspokajając słonecznego głodu?

Widzę wiosnę w drogiej sercu przyjaciółce,
Łąki złotych włosów płatki ozdabiają,
Które dreszcz skrywają w kielicha wyściółce,
Do słodkiej pieszczoty szepty zapraszając.

Pióropusz rumieńców skąpanych w uśmiechu,
Wiosenne promienie bardzo przypomina,
Zapach ujmujący, czułość jej oddechu,
Czarem swym niezwykłym duszę mą zaklina.

Urok przecudowny jak wiosna odmienia,
Pąki słów rozwija w uczucia wyrazy,
W kwieciste wachlarze marzenia przemienia,
Zmysły doprowadza głosem do ekstazy.

Blask mej przyjaciółki ogrzewa wśród słoty,
Serce mi napełnia promieniami słońca,
Nie czekam na Wiosnę, nie mam już ochoty,
Ona mi wystarczy do podróży końca.

napisany 2007.11.11



słowa

Słowa to zgłoski
Myślą złączone
Tchnieniem zbudzone do życia
Chcą w zmysłach szumieć
Rodzić emocje
Pragną stan ducha opisać.

Gdy pięknie grają
W uczuć ogrodzie
Prozę zmieniają w lirykę
Czasem wyzwolą
Iskrę natchnienia
Pasje głęboko ukryte.

Kiedy poczujesz
Jak w tobie drgają
Przelej melodię na papier
Na nim zatańczą
Rytmiczną salsę
Korowód w wersy połapiesz.

Ich przeznaczeniem
Jest w sercach trwanie
Nie zaleganie w szufladach
Odkurz zleżałe
W skrytkach marzenia
Rabaty w duszach zakładaj.

napisany 2008.10.09



przygoda

Gdy chandra przychodzi urocza dziewczyna
Pobudza mój oddech, obraz jej przypływa
Z tęsknotą za chwilami czasem zmurszałymi,
Odległymi w latach, sercu wciąż bliskimi.

Słońce się chowało za nocy zasłoną,
Na plaży jeziora z chrustu znicz zapłonął,
By wraz z przyjaciółmi w roztańczonych błyskach,
Nadziei iskrami w smutne niebo ciskać.

Wkrótce do znajomych ona dołączyła,
Nie wiem skąd się wzięła, skąd się wyłoniła,
Usiadła koło mnie, spojrzenie maślane,
W srebrzystej poświacie refleksem przybrane.

Nie wiem czy alkohol, wieczór czy ognisko,
Może jakiś detal, może wokół wszystko,
Nagle nas do siebie bardzo przybliżyło,
Naszą sytuację w chwili odmieniło,

Że pomiędzy nami uczucie wyrosło,
A zbłąkane dusze do księżyca wniosło,
Aby się upajać miłości muzyką,
Za nic mieć granice, za nic mieć ryzyko.

Byliśmy tak blisko, choć krótko to trwało,
Mimo lat bariery w pamięci zostało
Miłosnych uniesień wspomnienie wciąż żywe,
Niestargane pędem i zdarzeń upływem.

Patrząc wstecz z dystansu nie żal tamtych czasów,
Spitych pocałunków, wypadu do lasu,
Ciepła warg dotyku, w uszach brzmień oddechów,
Zapachu, ust smaku, złotego uśmiechu.

Przeszłość dziś refleksją sumienie dotyka,
W przypływie uczucia przycicha etyka,
Zrywom namiętności trudno się opierać,
Lepiej jest im ulec, niż przez nie umierać.

Cóż z tego, że była to chwila jedynie
Kochałem naprawdę!

Życie dalej płynie ...

napisany 2007.11.03



czemu

Czemu, gdy zamykam oczy
Pamięć twój obraz przywodzi,
W sercu rozkwita tęsknota,
Uczucie wśród wspomnień brodzi?

Czemu mózg dręczy pragnienie,
Być razem choćby przez chwilę,
Wskrzeszać bliskością nadzieje,
Ulotne niczym motyle?

Czemu nie mogę zapomnieć
Szczęścia w uśmiechu pąsowym,
Oczu świecących zalotnie,
Złożonej na nogach głowy?

Czemu brakuje odwagi
W miłości serca rozbudzić,
Skraść ustom smak pocałunku,
Troskę w płaszcz z dłoni otulić?

Czemu powraca pytanie,
Czy jeszcze ciebie zobaczę?
Brak wiary wabi koszmary,
Że wkrótce mój skarb utracę.

napisany 2008.01.22



czekanie

Siedzę sam
pośród spraw niezałatwionych.
Patrzę w ekran,
który staje się swoistym oknem na świat.
Świat marzeń, tajemnic, uczuć niespełnionych.
Małe szkiełko, któremu zawdzięczam tak wiele.
Martwy przedmiot, przez swą funkcjonalność
stał się tajemniczym ogrodem, w którym
potajemnie spotykam się z ukochaną tak realną,
że czasem rozpoznaję w niej twarz przyjaciółki.
Wtedy wmawiam sobie, że to tylko wrażenie,
które w swojej niezrozumiałej złośliwości
tworzy chory umysł, szydząc sobie
z moich nadziei i uczuć.

Małe kolorowe szkiełko, którym wpada
w moje serce odrobina delikatności,
subtelności i piękna,
Darów, których nie potrafię właściwie
docenić zaburzonym rozumem,
wypaczonym niskimi pobudkami i egoizmem,
a które zmieniają moją wrażliwość
i zdolność postrzegania.

Siedzę wciąż sam.
Czekam na projekcję - projekcję marzeń.
Czekam na zaproszenie do miejsca,
w którym mogę spokojnie jej
wysłuchać, spokojnie się jej przyglądać,
być przy niej.

Czekam na kolorowe światełko.
Może za chwilę, zajrzy przez nie
tęcza obrazów, słów, zwierzeń, myśli.
Choćby na chwilę.

Siedzę i czekam, ale nie nadchodzi.

napisany 2007.11.20



niepokój

liścia rozterki

Słońce października otwiera podwoje,
Ciepłym blaskiem mami, dużo obiecuje,
Nadzieją na spacer po parku we dwoje,
Sploty pięknych wspomnień myślom ukazuje.

Wszystko jest wspaniałe, złoto śpiących liści,
Horyzont leniwie chmurami przybrany,
Kasztany w swych brązach trawią kolor wiśni,
Drzew szpaler dyskretnie wiatrem wyczesany.

Skąd, więc ten niepokój, który przy mnie stoi,
Skoro pięknem wokół dusza się raduje?
Czemu rozum nastrój tęgo lękiem złoił?
Jaki przeznaczenie spisek nam szykuje?

Czy jesienna pora to czas umierania?
Agonia przyrody w cudownej oprawie,
Zwiastując przepychem niechybne rozstania,
Chce nacieszyć oczy zanim śmiercią złamie.

Może to rozłąka na dłużej kochanków?
Samotność z nadzieją na powrót miłości,
Czekanie na odwilż w promieniach poranków,
Otucha karmiona uczuciem bliskości.

Chyba bez potrzeby własne serce trwożę,
Aby się odrodzić przecież trzeba umrzeć,
W zimowej pierzynie pragnienia ułożę,
Poczekam w letargu, by blask jutra ujrzeć.

Gdy wiosna zapachem wszystkich już wybudzi,
Przyjdzie odrodzenie, znów zieleń obrodzi,
Uczuć żar połączy bliskich sobie ludzi,
Nektar pierwszych kwiatów namiętność osłodzi.

Myśli niespokojne, wiatr już porozwiewał,
Niczym martwe liście, z żywej wciąż korony,
W duszy osowiałej ufność dziś rozbrzmiewa,
Szept szemrzących blaszek słońcem ożywionych.

napisany 2007.10.02



proste słowa

Trudno je wymówić,
Bo prawdę zdradzają
I choć płyną z serca
Ciężko się wysłowić.
Łatwiej jest swój zapał
W rozterkach wystudzić,
Niż ze skarbca duszy
Słowa te wydobyć.

napisany 2008.02.04



topola

Na miedzy porasta strzelista topola,
Na małym wzniesieniu, wśród kilku kamieni,
Stoi w samotności na krawędzi pola,
Jakby zapatrzona w czarne bruzdy ziemi.

Już liście jej spadły gołocąc koronę,
Płatkami przykryły niemych towarzyszy,
Przygołe gałęzie trzęsą się zziębione,
Strzepując na głazy krople deszczu w ciszy.

Tęskni za zielenią wiosennej natury,
Za szczeciną żyta, łanami pszenicy,
Chce powrotu lata, chce przeganiać chmury,
Pragnie by w jej cieniu usiedli rolnicy.

By strudzeni pracą nad uprawą roli,
Mogli spocząć chwilę, schować się przed słońcem,
Skryć się w parasolu, pod liśćmi topoli,
Zdrzemnąć się w jej chłodzie, uciec przed gorącem.

Marzy by śpiew ptaków w koronie rozbrzmiewał,
A listki szelestem pieśni wtórowały,
Wiatr zapachy kwiatów wśród liści rozsiewał,
By brzasku promienie płatki wybudzały.

Sądzi, że ma wiośnie, w lecie towarzyszy,
Dziś ich przy niej niema, słońca ani ptaków,
Dziś ich nie zobaczy, o nich nie usłyszy,
Sama pośród pola, wśród przerzedłych krzaków.

Jakby nie dostrzega towarzyszy doli,
Którzy zawsze przy niej, dzielą każde losy,
W każdej porze roku, nie zmieniają roli,
Zawsze są tuż przy niej, czy słyszy ich głosy?

Nie usłyszy głosów, trwają przy niej w ciszy,
Wielbią ją w milczeniu, dzieląc smukłej dolę,
Ręką człowiek głazy zmienił w towarzyszy,
Rzucił je na miedzę, kiedy orał pole.

I tak tkwią w milczeniu - głazy i topola,
Połączeni miedzą - stułą poślubieni,
Cieniutką wstążeczką na krawędzi pola,
To w śnieżnym kolorze, to w szacie zieleni.

napisany 2007.11.04



udręka

Tęsknota dręcząc duszę milczeniem
Ostrzem cierpienia rozkrawa głowę,
Dzieląc świadomość na dwie połówki,
Jeszcze przed chwilą mocno splecione.

Myśli już różne, świat już nie jeden,
Dwa obce kraje w psyche stworzone,
Pierwszy wraz z tobą czeka cierpliwie,
Drugi próbuje przejąć kontrolę.

Rusza z krucjatą niszcząc wspomnienia,
Pamięć gołocąc, siejąc nienawiść,
Pali na stosach troskę i miłość,
Plany na przyszłość goryczą trawi.

Nagle telefon podbój przerywa,
Czoło zmarszczone płaszczy poświata,
Ciche westchnienie promieni oczy,
Srogi zdobywca z branką się brata.

napisany 2008.09.19



wyznanie

Gdybyś znała moje łzy,
Zrozumiałabyś,
Jak twój żal jest bliski mi,
Posmutniałabyś.

Bo smak gorzki dobrze znam
Z bólem zmieszany,
Kiedy smutek ryje twarz,
Przyciska do ściany.

Gdy rozwiązań w głowie brak,
Gdy wali się wszystko,
I nie spada z nieba znak,
Gdy kres sił już blisko,
Trudno znaleźć losu sens
I poznać zamiary,
Kiedy toniesz w strugach łez,
Gdy dręczą koszmary.

Teraz na mnie przyszedł czas
Rozpacz w krople zlewać,
Kiedy wiary płomyk zgasł
Jak życie pozbierać?

napisany 2008.05.29



beztroska

Mam dziś ochotę
Uczynić psotę,
Przytulić wiatr,
Przebiec się boso
Poranną rosą,
Graniami Tatr.

Przepędzać chmury
Ze szczytu góry
Marszem wśród skał,
Szlakiem się udać,
By Halny zrugać,
Bardzo bym chciał.

Moim marzeniem
Jest poczuć drżenie
Szczeciny traw,
Chłodem strumienia
Studzić pragnienia,
Pozdrowić staw.

Tęskniąc do słońca,
Szlaków bez końca,
Zielonych hal,
Iglic granitów,
Strzelistych szczytów,
Spoglądam w dal.

napisany 2008.04.10



szyld

Napis na płytce
Lśniącej gładkością
Wyryte kształtnie litery
W świetle się mienią
Złotym brokatem
Błyskiem chcą oczy ośmielić

Imię z nazwiskiem
Zgrabnie splecione
Bruzdom przygląda się słońce
Cieniem podkreśla
Łuków krzywizny
Grzeje wspomnienia stygnące

Podpis wykuty
Na tafli życia
Szybko pokryje się kurzem
Ślady istnienia
Pamięć ocali
W duszach przetrwają najdłużej.

napisany 2008.09.04



jak

Jak mam zważyć duszę
Objąć Wszechświat cały
Trzepotem powieki
Sen zrzucić o świcie
Ostudzić emocję
W filiżance kawy
W nabrzmiałych uczuciach
rozsądek usłyszeć

Jak samotnym słowem
Cofnąć czas o chwilę
Odzyskać nadzieje
dawno utracone
Odnaleźć perełkę
Co się w głębiach kryje
Czarne myśli przewlec
Na właściwą stronę

Jak przetrwać cierpienie
Gdy tchnień braknie w piersi
Wetknąć wiarę w serce
Wyschnięte od złudzeń
Zgłodniałe pragnienia
W marzeniach uwięzić
Wziąć na swoje barki
Grzechy także cudze

Prawda przesłonięta
Poznania woalem
Dla mnie jest zakryta
Nie znam odpowiedzi
Lecz wierzę, że kiedyś
Odpowiedź ustalę
Choć na jedno z pytań
Które w głowie siedzi.

napisany 2008.08.30



tiramisu

Czemu moja droga ten deser wybrała,
Czy to jest przestroga, czy jej zaproszenie,
Może polecenie, w ten sposób wydała
Bym w końcu się zajął zmysłów uwodzeniem.

"Postawi na nogi nawet umarłego",
Tak mówi legenda o tym specyfiku,
Któż by podejrzewał o takie działanie,
Niewielkie ciasteczko na pstrym talerzyku.

Warstwa z biszkopcików mocną kawą zlana,
Pokropiona winem, wiśnie w nie wtopione,
Gorzką czekoladą gęsto posypana,
Ubita śmietana z serkiem mascarpone.

Puszystą miękkością pieści podniebienie,
Nutą alkoholu słodycz kremu łamie,
Lecz czy celem smaku było rozbudzenie?
Może inne było mej miłej przesłanie?

Może do miłości było zaproszeniem,
Którego w subtelnej formie nie poznałem,
Żeby ją poderwać, otulić pragnieniem,
Skusić głodną duszę, ogrzać smutki ciałem.

Błagam by zechciała zdradzić tajemnicę
Czym się nie pogubił w moich przemyśleniach,
Deser mi smakował w swojej egzotyce,
Może nie spełniłem flirtu założenia?

napisany 2007.10.06



zdarzenie

Byłaś blisko.
Czułem jedwab jasnych włosów na kolanie,
Smukła głowa zatopiona w gęstym gąszczu,
Tkwiła chwilę zasłuchana w nieruchomość.

Ja patrzyłem.
Trochę z lękiem co się stanie, zamyślony,
Nie wiedziałem co mam zrobić z własnym ciałem.
Czy właściwie oceniłem sytuację.
Trwałem głodny z twym ciężarem, nieruchomy.

Chcę cię dotknąć.
Bo już nie wiem, czy mam leżeć jak ta kłoda,
Czy przytulić z całej siły do swej piersi,
Wyciągnąłem z niepewnością drżącą rękę,
Skierowałem głodne palce ku kosmykom,
Zanurzyłem delikatnie w nich opuszki,
Pomyślałem czy nie musnąć tęsknych skroni.

Dać pieszczotę.
Bardzo chciałem coś ci z siebie ofiarować,
Już dłoń moja pokonuje fałd kaptura,
Już dociera do krawędzi twego ucha.
Tam ugrzęzła w pajęczynie złotych nitek,
Które dobrze zakrywały sekret płatka,
By się grzeszne tam pieszczoty nie dostały.

Odstąpiłem.
Zrozumiałem niecodzienność sytuacji,
Chciałem ścisnąć, pierś przytulić, nie zdołałem,
Przeszkodziła nieporadność drętwych ramion,
Które zamiast obejmować skarb skutecznie,
Się zsuwały z chroniącego cud okrycia.

Już powstałaś.
Już podniosłaś ze mnie głowę niespodzianie,
Zdjęłaś welon cichych westchnień z zmiętych spodni,
Zamiast ulgi czułem w sercu niedostatek,
Zażyłości bez podtekstów, dusz pochodni.

Teraz marzę.
Kiedy w ciszy powspominam tamte chwile,
Pragnę wrócić do przeżytej w nich bliskości,
One piękne się wydają jak motyle,
Chciałbym zgubić tęskne zmysły w namiętności.

napisany 2007.11.18



słoneczne śniadanie

Zdmuchując noc
Szczypię ustami powieki
By skóry łupina
Drogę promieniom skróciła
Do źrenic błękitnych.

Kęsami odmierzam apetyczną miękkość
Centymetrów szyi, ramion, pleców,
Krągłości bioder,
Smukłych ud i łydek,
Figlarnych stóp
Zabawnie przebierających
W łaskotkach palcami.

Słoneczne wargi opatrują
Skalane pieszczotą miejsca
Czerwone ślady zacierając
Przed spojrzeniami jabłoni
Wciśniętych ciekawsko
Prześwitem w zasłonie.

Już ranek.
Wyciągasz się
W geście zwycięstwa
Dłońmi sen chwytając
By nie odchodził
Jeszcze przez chwilę

A on nie słucha.
Uchodzi z pokoju,
Odepchnięty kochanek.

Osuwasz się na bok
Zachęcając grzeszne myśli
Do ucieczki w lekkość
Gładkość, zwiewność
Żądze marzenia płomienne podsycają

Już ich nie powstrzymam.

Próbuję bukiet dojrzały
Wzrokiem, językiem, węchem,
Smakujesz dziś wybornie
Poziomkami skropionymi
Poranną rosą leśnej polany.

Zjem cię!

Nim dzień w pełni wstanie
Na pierwsze śniadanie.

/Słońca ofiarom/

napisany 2008.08.07



spełnienie

Tryptyk błękitny - Miłość

Horyzont niebieski przepięknie przybrany
Rozpostarł nad Ziemią świetlne pióropusze
Promienie słoneczne pąki otwierają
Życiem wypełniając rabaty przygłuche

Jesteś razem ze mną, leżysz całkiem naga
A nasze spojrzenia splecione błękitem
Przez okno zerkając bliźniaczo radośnie
Czeszą źrenicami obłoki rozmyte

Wodzisz delikatnie opuszką po skroni
Pokonując bliznę strzaskanej tętnicy
W młodości zerwanej szaleńczym wyczynem
Dzisiaj jej historię dotykiem usłyszysz

Rozpływam się w tobie, zawsze tego chciałem
Ty i ja złączeni w przedziwny organizm
Nie pamiętam świata, gdy istniał bez ciebie
Trwamy w ziarnku czasu, wiecznie zakochani

To chabrowa miłość poi nasze ciała
Nektarem przyjaźni duszę nam nasyca
Agapą i philią świadomość przenika
Sexus zmysłowością pąsowi oblicza

Na osnowie wiary, filarze nadziei
Twierdzę zbudowała wśród zgliszczy szarości
W jedność połączonych osłania od nieszczęść
Samotność bliskością po brzegi nasączy

Teraz jedno ciało, myśl szeptem zdradzona
Oznajmia przed światem skrywane uczucia
Gradem pocałunków wykrada oddechy
Szczerością wyznania oziębłość porusza

Nie wiem jak to będzie, gdyby błękit zanikł
Nie chcę chwili płoszyć swoim niepokojem
Pragnę w pełni w gładkość skóry się zanurzyć
Trwać do końca świata, na zawsze we dwoje.

***
Agape (gr., łac. Caritas) - to typ miłości
bezinteresownej, opierającej się na altruizmie i
duchowej więzi,

Philia (gr., łac. Amicitia) - miłość
platoniczna, wolna od seksu i zmysłowości,
przyjacielska, bezinteresowna, lojalna i wierna.

Sexus - miłość zmysłowa, realizująca się w
zbliżeniach płciowych, oparta na wzajemnym
pożądaniu; najczęściej ma swój początek w
zakochaniu.


/źródło: Wikipedia/
napisany 2008.09.05


czekając

Tryptyk błękitny - Nadzieja

Daleko od zgiełku stygnącego miasta
Nadzieja rozkwita w błękitnych marzeniach
W koszyku bławatnym uczucia zebrane
Czekają cierpliwie obietnic spełnienia

Pipetą z pamięci wspomnienia dawkując
Karmię niecierpliwość by mnie nie pożarła
Pieszcząc w duszy ślady niebieskiej ekstazy
Trwam z wiarą na straży, sen spływa do gardła

Zatkał wąski przełyk trwogą obrośnięty
A może narośli garbem przytłoczony
Tracąc wolno oddech w cichości zamarłem
Kaszel w porę przerwał senności symptomy

Znów czuwam z ufnością klamkę obserwując
Czy czasem nie zdradza twojego przybycia
Spoglądając w niebo z sercem rozognionym
Proszę blask Księżyca, by się do mnie przysiadł

Nie wątpię, że przyjdziesz, tej nocy lub innej
Wytrwałość rozsiała przedziwne opary
Oczy nasączając niebieską otuchą
Że znowu rozbłyśniesz w źrenicach ospałych

Czekam z zaufaniem, że spoczniesz u boku
Ścieląc na kolanach fiołkowe kosmyki
Pokój mój napełnisz jaśminu zapachem
Stęsknione pragnienia lazurem nasycisz

Rozłożysz swą gładkość na zmarszczonym czole
Gładząc szramy czasu na skórze wyryte
Wypełnisz młodością spojrzenie zamglone
Zbudzisz pocałunkiem namiętność o świcie

Chochle gwiezdnych wozów noc już ubierają
Myśli wyciągając z egipskich ciemności
Błękit horyzontem wlewa się stęskniony
Wiarę wraz z nadzieją spełnieniem połączy.

napisany 2008.08.28



przyszłaś

Tryptyk błękitny - Wiara

Przyszłaś w snach błękitnych pokój wypełniając
Wonią nocnych westchnień w poświacie srebrzystej
Płosząc zazdrość spojrzeń ciekawskiej latarni
Szarpiącej zazdrośnie cienie ostrym błyskiem

Klucz zniecierpliwiony legł pod wycieraczką
Czekaniem na ciebie bardzo rozdrażniony
Z pasją wypaloną, z sercem rozżalonym
Trwać nie pozwoliły dziwaczne humory

Gdy u drzwi stanęłaś ciemność zaskakując
Zamek odryglował, kiwnął klamką skromnie
Skrzydło upojone niebieską poświatą
Wolno się złożyło w dostojnym ukłonie

Wierzyłem, że wstąpisz nimfo szafirowa
Aurą delikatną ciało otuliłaś
Przed kradnącym ciepło zbladłym Nosferatu
Skrywając przed światem przedziwną zażyłość

Zapachem chabrowym nozdrza nasączyłaś
Nakazując zmysłom by nie zasypiały
Pokropiłaś ciszę szeptem delikatnym
Miętowym oddechem zdmuchując obawy

Skronie namaszczałaś balsamem przyjaźni
Muskając powieki fantazję zdrażniłaś
By w śpiących oparach zbytnio nie zgęstniała
Aby nie wystygła drzemiąca w niej siła

Dziękuję, żeś przyszła modra czarodziejko
Senność wypełniając substancją magiczną
Tworząc w świadomości przepiękne obrazy
Mojej błękitności pomogłaś zakwitnąć

Choć nie wiem kim jesteś, Dafne czy Aniołem
Ufam żeś mi bliska natury błękitem
Tuląc pstre marzenia, barwą duszę pojąc
Wskrzeszając wrażliwość w pospolitym bycie.

Dafne (łac. Daphne, z łac. 'wawrzyn' z gr.) - nimfa z mitu greckiego, córka Gai i Penejosa. Symbol miłości niedostępnej i dziewictwa.
/źródło: Wikipedia/


napisany 2008.08.21



ona i on

ona i on

Oparci o siebie, przed wieloma laty
Plecami zrośnięci, sklejeni barkami
Zasłuchani w tętno wspólnego oddechu
Odkrywali wszechświat zmysłom wciąż nieznany.

Przypadek połączył dwa zbłąkane światy
Łupiny orzecha w bezkresnych głębinach
Szczepione burtami trzymają się razem
Miłość poskramiając, by się nie kłębiła.

Zlepieni Księżycem srebrni towarzysze
Poddani zmęczeniu, trwaniu i uczuciom
Przesiąkali sobą w przyszłość zapatrzeni
W migoczące gwiazdy, nim w otchłań wyruszą.

Dzisiaj spoglądają oczami przyjaźni
Która kiełkowała, gdy śnili oparci
Teraz się codziennie nawzajem wspierają
Choć już nie zrośnięci, chociaż już z oddali.

napisany 2008.08.11



guz

Mam przyjaciela
O ksywie Guz
Na złe i dobre
Ze mną się zrósł.

Chcą nas rozdzielić
Ostrzem skalpela
Twierdzą, że życie
Ciału odbiera.

Jak nic nie zrobię
Straszą, że umrę
A wtedy razem
Złożą nas w trumnie.

Przykre, że kumpel
Wierny po grób
To zwykły oszust
Co krtań mi zgniótł.

napisany 2008.08.07



milczenie

Dotyka człowieka jak śmierć niespodziana,
Zabiera słowa ustom rozedrganym,
W spazmach szaleństwa rzuca na kolana,
Odbiera nadzieję duszom zakochanych.

Ponoć złotem bywa, tak mówi przysłowie,
Ponoć przyjacielem co nigdy nie zdradza,
Wymowniejsza, niż przekaz zawarty w wymowie,
Czasem ład i spokój w człowieku wprowadza.

Może cnotą głupców, jak Bacon pisywał,
Ukrytą w bezsłowiu, zamkniętą w bezmowie,
Bezradnym w problemach kontakt z światem zrywa,
Prośby swej o pomoc głośno nie wypowie.

Zrozumieć nie mogę słów braku znaczenia,
Który raz jest skarbem, raz przekleństwem duszy,
Nie pojmę dwoistej istoty milczenia,
Która dziś bezgłosem kala moje uszy.

napisany 2007.11.13



śmieć

liścia rozterki

Liścia rozterki
Leży na chodniku liść sponiewierany,
To przez but trącony, to przez wiatr stargany,
Poddany natury złośliwym grymasom,
Pchany wiatrem w deszczu spacerową trasą.

Czasem siłą pędu wpadnie do kałuży,
Kształty pomarszczone w deszczówce zanurzy,
Na trawie obeschnie, troszkę przyszronieje,
Odtaje nad rankiem, gdy słońce przygrzeje.

Nikt już nie pamięta piękna jego złota,
Który w brąz zmieniła października słota,
Dziś w nim nie dostrzeżesz przebłysku czerwieni,
Słońca w chlorofilu w pokarm nie przemieni.

Ten, co kiedyś cieszył swoim kolorytem,
Ten, co się rozświetlał promienistym świtem,
Już nie cieszy oczu, podzielił los śmieci,
Poddany pogodzie, poddany zamieci.

Lecz nie żałuj listka, taka kolej rzeczy,
Przyszedł kres wędrówki, czas smutki wyleczy,
A co pozostanie? - po życiu wspomnienie
Chłód cienia na twarzy, w duszy szumu brzmienie.

Pamiętaj - nie rozpaczaj, wiosną znów powróci,
Zieleń młodych płatków ton przodka zanuci,
Znów będzie nas cieszyć barwą rozmaitą,
A rankiem rozbłyśnie promienistym świtem.

W nowym pokoleniu będzie odrodzony,
W życia wartkim cyklu ciągle niestrudzony,
By dać z siebie wszystko, dla świata, dla drzewa,
Teraz blaszki młodszym promyk porozgrzewa.

Pochyl się z szacunkiem nad liściem starganym,
Przedłuż o nim pamięć, ozdób nim firany,
Byś patrząc przez okno na zimy widoki,
Pamiętał o liściu z jesiennej epoki.

napisany 2007.11.02



psota

Skradłaś uśmiech z twarzy o poranku
Zagadką schowaną pod kołdrą
Różany zapach w chwili ułamku
Z miłością złudzenie przeplotło

Czułem gładź biodra przez skórę dłoni,
Twe ciepło i zapach mnie tulił,
Rozgrzane usta pieszczące skronie
Poranek wrażliwość rozbudził.

W snu błogostanie przez chwilę trwałem,
Kosztując czułości łapczywie,
W śpiewie skowronka nowy dzień wstaje
Zmieniłem pozycję leniwie.

Przez rozchylone lekko powieki
Szukałem jedwabiu skóry
Wnet promień słońca pokój rozświecił
Obnażył obrazek ponury.

W nim zarys dłoni czule masuje
Skórzane oparcie fotela,
A dotyk, który na skroniach czułem,
To kołdry fałd głowę ociera.

Uśmiech błogości zniknął z mej twarzy,
Krzywionej grymasem zawodu,
Zagadkę umysł ułożył z marzeń,
On sprawcą jest epizodu.

napisany 2008.03.05



zazdrość

liścia rozterki

W sierpniowej spiekocie na skraju trawnika,
Porasta jabłonka przy krzewie maliny,
W słonecznym uścisku jasność pień spowiła,
Ściągając spojrzenia harcami świetlnymi.

Wszystko w wesołości letniej upojone,
Gałązki powiewem lekko łaskotane,
Potrząsają w śmiechu zieloną czuprynę,
Ładunkiem z owoców bombardując trawę.

Tylko zżółkły listek trzyma pionu fason,
Z reszty towarzystwa bardzo się wyróżnia,
Nie uległ powietrznym korony zapasom,
Tkwi wciąż nieruchomo czekając południa.

Z zazdrością spogląda na jabłka soczyste,
Zrumienione słońcem, w rosy łzach skąpane,
Przybrane odświętnie na galowy występ,
Jakim w sadzie będzie zbiór gruszek nad ranem.

Blaszka zazdrośnika już w pomarańcz wpada,
Z ogromnej wściekłości żółć z pędu wylała,
Resztki chlorofilu wyparła obraza,
Życie z liścia uszło, przebrała się miara.

Liściaste ramiona zajęte zabawą,
Przez drzewo bujane podmuchami wiatru,
Nie zauważyły, że zawiść zerwana,
Upadła na ziemię, gdy ją zefir nadpruł.

Wrogości w profilu skażonego płatka,
Dość było by w sadzie zieloność pogrzebać,
Czy warta była żalu zawiść furiacka
Co struć nie zdołała matczynego drzewa?

Wybaczcie moi drodzy czytelnicy wiersza,
Że na to pytanie dziś wam nie odpowiem,
Nie wiem czy wypada listka mnie oceniać,
Skoro żółtą zazdrość noszę też i w sobie.

napisany 2008.07.22



wielkie słowa

Wielkie, mądre słowa
Spoglądają z nieba
Na obrus kraciasty
Biały brzeg talerza

Kubek rannej kawy
Gazetę starganą
Ułożone kapcie
Parasol pod ścianą

Z przestworzy odmętów
I nieskończoności
Siedząc w lożach - śledzą
Prozę codzienności

Czasem z chmur zapłaczą
Nad ludzką niedolą
Na dół nie zstępują
W górze zostać wolą.

Być może poeta
Z pierza je obedrze
W proste dotąd sprawy
Wzniosłość w zwykłość wetrze.

napisany 2008.07.17



na krawędzi

Na krawędzi samotności
Przysiadł motyl na ramieniu
Strzepał pyłek mi na usta
Kiedym zamarł w zapomnieniu.

Płatkiem skrzydła twarz pogładził
Powachlował zbrzmiałe skronie
Zatrzepotał za uszami
Po czym siadł na zimne dłonie.

Pyłek jak magiczny proszek
Połaskotał spierzchłe usta
By westchnieniu drzwi otwarły
By zły bezdech wreszcie ustał.

Skronie lekko wysmagane
Drżeniem serca się zbudziły
Martwe rysy pod włosami
Brwi grymasem ożywiły.

Trąbką jak baśniową różdżką
Odczarował owad dłonie
Palce szarpią świetlne struny
Skóra znowu słońce chłonie.

Na krawędzi samotności
Trzymam się motylich skrzydeł
Aby w przepaść się nie stoczyć
By uniknąć życia sideł.

napisany 2008.04.30



poluzuj

Poluzuj bratku zapały,
Nie tobie dzisiaj rozkwitam,
Jesteś w swych słowach za śmiały,
Kto wie co w głowie ci świta.

Nie bierz wszystkiego dosłownie,
Tak tylko z tobą się droczę,
Przeżywasz to zbyt gwałtownie,
Co zrobisz, gdy ciebie zaskoczę?

Nie chcę cię zwieść na manowce,
Nie chcę rozpalać zapału,
Tyle tu kwiatów na łące,
Inną uczuciem obdaruj.

Poluzuj bratku, cię proszę,
Pozostaw w ładzie me płatki,
Więcej zalotów nie zniosę,
Rwij kogoś z własnej rabatki.

napisany 2007.12.30




późno zbudzony

liścia rozterki

Zeszklił listopad taflę kałuży,
Białym zarostem pokrył polanę,
Kobierzec liści w śniegu zanurzył,
Białym konfetti przyprószył ścianę.

Wśród dreszczy koron, pośród gałęzi
Ostał się listek świeżo zielony,
Kto tu go wcisnął, kto go uwięził,
Któż wpadł na pomysł, aż tak szalony.

Czym on zawinił, że sam wśród ramion,
Stęsknionych słońca, spragnionych liści,
Że pozbawiony jesiennych znamion,
Jeden pozostał w gałęziach wiśni.

Przecież nie prosił on o samotność,
W szarudze słoty, w szronu zmarzlinie,
By go pożerał mróz i markotność,
By sam pozostał w zimnej krainie.

To że zielony, aury to wina,
Co ciepła światłem drzewo zbudziła,
Z jesiennej drzemki wiosny drobina,
Skręciła pączek, listek zrodziła.

To że samotny - to przeznaczenie,
Los pogrobowca co bliskich przeżył,
Boleśnie znosi swoje stworzenie,
Drzewu istnienie własne powierzył.

Gałęziom wiśni zawierzył losy,
One kołyszą płatek zielony,
Niczym bujane na wietrze kłosy,
Stargane wichrem na wszystkie strony.

One są wszystkim, matką i siostrą,
Matczyne dłonie zieleń otulą.
Liść uratują przed wichru chłostą,
Siostrzana troska zaradzi bólom.

One kochanką jego miłości,
Pośród korony, szronu i chłodu,
Pieszczą po cichu liść w samotności,
Muskają światłem blaszkę od spodu.

Mimo miłości, którą otrzymał,
Wciąż jest samotny, wciąż jest strapiony,
Nie wie jak długo jeszcze wytrzyma,
Szarugą słoty bardzo zmęczony.

Ma żal do Boga, że późno zbudził,
Życie i miłość w liściu zielonym,
Że z samotnością swoją się trudzi,
Która go niszczy, czyni szalonym.

Wisi i czeka, by życia dokonać,
Jeszcze za młodu ścięty zgryzotą,
Chcę skuty lodem w gałęziach skonać,
Niech go z innymi liśćmi zamiotą.

napisany 2007.11.08



krople deszczu

Krople deszczu smutek z twarzy zmyły,
W zwykły wtorek, jeszcze letni dzień,
Słowa lubej duszę otuliły,
Odsunęły czarnych myśli cień.

W takich chwilach wszystko mnie wynosi,
Ponad szarość betonowych ścian,
Marzeniami do drogiej przenosi,
Knuję w głowie mój przewrotny plan.

Więc porywam ją fantazją myśli,
Ponad prozę codziennego dnia,
Do krainy co się czasem przyśni,
Gdzie nie zazna już od życia zła.

Gdzie możemy razem w strugach deszczu,
Spacerować mimo aury złej,
I spragnieni namiętności dreszczu,
Byśmy mogli ulżyć doli swej.

Skryci dwoje w czaszy parasola,
Dzieląc ciepłem się wzajemnie ciał,
W naszych sercach za pomocą deszczu
Czar miłości sam Kupidyn siał.

Choć to plan jedynie mój przewrotny,
Który tylko w swoich myślach mam,
W strugach deszczu nie stanę markotny,
Pośród kropel już nie będę sam.

napisany 2007.09.18




poranek

Dzisiaj rano Tobą drzewa zapachniały,
Chroniąc zmarzłe liście w gęstej mgły pierzynie,
By korony w mroźnym morze nie skostniały,
By chłód brzasku nie zaszkodził ich czuprynie.

Bukiet perfum delikatnych jak twe dłonie,
Wchłaniam w siebie z każdym powietrza oddechem,
Rześki powiew pieści snem nabrzmiałe skronie,
Zamiast Ciebie głaszcze czoło na pociechę.

Sięgam wzrokiem znacznie dalej, nad dolinkę,
Tuman pary wolno zsuwa się wśród wzgórków,
Ujawniając swej piękności odrobinkę,
Oczekuje żaru słońca pocałunków.

Wkoło traw dywany rosą są skropione,
Na pamiątkę grzesznej nocy namiętności,
Z rzadka liśćmi jak szlafrokiem otulone,
Nie skrywają całkowicie swej nagości.

Kiedy pierwszy promień przeszył mgły kołderkę,
Dreszcz otrzepał moje ciało z resztek nocy,
Dzień przypomniał zagubioną gdzieś rozterkę,
Znów odczuwam Twego braku głód sierocy.

Po poranku Tobą dzisiaj wypełnionym,
Pora wracać w strasznie nudną prozę życia,
Ale w pracy będę tęsknił zamyślony,
Do jutrzenki i Twojego w niej odbicia.

napisany 2007.10.07